Kiedy wielki jazzowy progresista Duke Ellington gra na pianinie "Happy Birthday to You" z okazji Twoich piątych urodzin, a „wujkowie” i „ciocie” tacy jak: Miles Davis, Count Basie czy Ella Fitzgerald są obecni w Twoim domu praktycznie od chwili Twoich narodzin, w liceum Twoim kolegą z klasy jest niejaki Saul Hudson, który gra sobie gdzieś na gitarze, a za kilka lat cały świat będzie go znał pod pseudonimem Slash... musi być bardzo trudno nie ulec urokowi muzyki. Po co się bronić, skoro w domu zdobywasz wykształcenie artystyczne mając przy tym oczywisty talent, od trzeciego roku życia pozwalają Ci w domu grać na garnkach, a od piątego roku życia zaczynasz uczyć się gry na gitarze.
Lenny Kravitz w 1989 roku wydał swoją pierwszą czysto funkrockową i bardzo w stylu lat sześćdziesiątych płytę "Let Love Rule", na której zagrał partie większości instrumentów (co w przyszłości stanie się jego standardem). Mimo ogromnej konkurencji okazała się być niezłym sukcesem – o dziwo, głównie w Europie. Zaowocowało to zaproszeniem Lenny’ego jako support takich gwiazd jak: Bob Dylan, David Bowie czy Tom Petty. Nie tylko miał okazję zobaczyć „jak to robią wielcy”, ale także mógł spotkać się na żywo z właściwą publicznością, a ona z nową gwiazdą. Koncerty Lenny’ego od samego początku były wielkim widowiskiem, którym pozostają do dziś.
Rozpoczynając od swojego drugiego podwójnie platynowego albumu „Mama Said” Lenny Kravitz wkroczył na diabelską ścieżkę sławy, z której nigdy się nie wydostał. Hit za hitem! Było ich tak wiele, że kiedy lata dziewięćdziesiąte zamknął kompilacją "Greatest Hits", sprzedała się ona w ponad 11 milionach egzemplarzy i stała się jednym z najbardziej udanych albumów tamtej epoki. Przemysł muzyczny zawsze traktował go bardzo poważnie i z szacunkiem. Jest nominowanym i laureatem długiej listy nagród, wśród których wyróżnia się nagroda Grammy za Male Rock Vocal Performance. W latach 1999-2002 zwyciężył cztery razy z rzędu, ustanawiając tym samym niepokonany rekord.
Na festiwal Colours of Ostrava zawita wszechstronnie utalentowany artysta, który potrafi przyciągnąć miliony osób swoją muzyką, którą zbudował na solidnych fundamentach rocka, funku, soulu i bluesa. Wszyscy jego fajni nie tylko z niecierpliwością czekają na każdą jego nową płytę, ale też z entuzjazmem przychodzą na jego koncerty, oczekując niesamowitych wrażeń. I nie ma się co martwić, Lenny’ego na pewno nie da się zastraszyć wielotysięczną publicznością festiwalową. Już w 2005 roku na swoim solowym koncercie na brazylijskiej plaży Copacabana przyciągnął trzysta tysięcy fanów, a dwa lata później, w ramach charytatywnego koncertu Live Earth, pod sceną było sto tysięcy.