Jeśli kiedykolwiek znalazłeś się w gardle burzliwego stratowulkanu ze słuchawkami w uszach, nie zapomnij znaleźć jego nazwiska na Spotify, a od razu wszystko wróci do porządku.
Ten twórca rytmicznego nastroju jest pełen spontaniczności, a jego styl wywodzi się z folklorystycznych tradycji i legend Ekwadoru. Starannie skonstruowany analogowy dźwięk odzwierciedla zaraźliwy optymizm, pragnienie poszukiwania, a przede wszystkim połączenie historii i kultury współczesnej muzyki w Ameryce Południowej.
Quito. Pierwotne plemię, a następnie centrum imperium Inków, dziś stolica Ekwadoru. Właśnie tu, do głębokiej doliny pod gigantycznym wulkanem przeniósł się z Francji wraz z rodzicami. To tutaj stworzył swój drugi album "Siku", który ukazał się w styczniu 2019 roku. "Siku odnosi się do górskiego wiatru z pasma Andów, ale sam tytuł może także oznaczać parowanie. I niekoniecznie chodzi o zjawiska fizyczne, ale również o podświadome procesy, które np. łączą ludzi podczas koncertów" - opowiada Cruz o filozofii albumu, na którym łączy elektronikę z dźwiękami drewnianych fletów, perkusji i gitar.
Cruz jest pod tym względem multiinstrumentalistą, a jego ostatni album jest syntezą współczesnego eksperymentu ze starożytnym rytuałem, który ma na celu doświadczenia duchowe. Jego muzyka doskonale rozluźnia i relaksuje, przenosząc słuchacza wprost na rajskie wyspy Galapagos. "To logiczne, że Ekwador jest moją największą inspiracją, od gór poprzez doliny, po wybrzeża Pacyfiku można usłyszeć całą masę fascynujących opowieści, które mówią o instrumentach, o różnorodnych kolorach i stylach. Nie bójmy się odkrywać" - podkreśla artysta, który jest przekonany o sile muzyki łączącej ludzi.