Nathaniel Rateliff & The Night Sweats

Nathaniel Rateliff & The Night Sweats

Stany Zjednoczone 18.7.2018 / 19:00 - 20:00
ArcelorMittal stage

Mocny soulowy głos. Brzmienia nie wymykające się duchom przeszłości, naznaczone wyraźnym gospelem i klasycznym rock&rollem.

Nathaniel Rateliff wydaje się być częścią zupełnie naturalnego zjawiska. Gdziekolwiek się pojawia, przejmuje scenę i krzyczy: "Odpuść i nie martw się!", a bezwzględnie rozbawiony tłum cieszy się i oddaje radosnym tańcom. Ludzie ten styl bycia Nathana kochają, bo przypomina on Vana Morrisona, Bruce Springsteena i Sama Cooka w jednej osobie. 

Dlatego łatwo jest zrozumieć, dlaczego należy on do legendarnej w Memphis, niedawno wskrzeszonej wytwórni Stax Records, związanej z takimi artystami jak m.in. Otis Redding, Isaac Hayes czy Sam & Dave - kolejne muzyczne wzory Nathaniela. 

W swoim rodzinnym Missouri walczył wraz ze społecznością chrześcijańską o równe prawa, ale dopiero po śmierci ojca odnalazł w sobie prawdziwą wiarę. Przeniósł się do Denver, a jego lojalny partner, muzyk Joseph Pope III, poszedł za nim. 

Założyli zespół bluesowy, by móc utrzymywać się z grania. Niestety dla Nathaniela ten projekt zakończył się melancholijnym folkowym brzmieniem i wydaniem dwóch niezbyt udanych albumów. 

Muzyk wspomina, że pewnego dnia obudził się i usłyszał, jak melodia uderza go w płuca i wyrywa ze snu. "Zawsze chciałem pisać muzykę, która wstrząśnie ludźmi. Nie ma nadziei, że napiszesz coś co porusza tłumy, jeśli ta muzyka nie zachwyca ciebie samego. Dlatego zacząłem komponować - z powodu tego uczucia w klatce piersiowej, które odczuwasz kiedy słuchasz muzyki, kiedy brzmienie cię otacza, obejmuje, tak, że aż chce ci się krzyczeć. Tak naprawdę nie wiesz, dlaczego to lubisz. Ale wiesz na pewno, że to jest to. Chciałem, żeby inni ludzie też to poczuli. Chciałem się z nimi tym podzielić." - wyznał w wywiadzie dla The Guardian. 

Wkrótce wraz z Pope'em założyli nowy zespół, a potem wystarczyło wystąpić w popularnym telewizyjnym show u Jimm'ego Fallona, a dalej sprawy potoczyły się szybko. Ich najbardziej charakterystyczną nutą okazał się kawałek "S.O.B" opowiadający o problematycznym związku z alkoholem i refrenem: “Son of a bitch! Gimme a drink!”. Utwór sprawił, że Nathaniel i jego zespół stali się gwiazdami z dnia na dzień. 

Ich debiutancki album, zatytułowany po prostu "Nathaniel Rateliff & the Night Sweats", obalił wszystkie koncepcje nowoczesnej mieszanki soulu, rythm & bluesa, gospelu czy rocka i stał się jedną z najmocniejszych pozycji wśród amerykańskiej muzyki rozrywkowej. Przypominanie o ponad milionowym nakładzie sprzedanych płyt jest niepotrzebne. 

Koncerty oraz przyjaźń Nathaniela Rateliffa i The Night Sweats w dalszym ciągu trwają: tegoroczny krążek "Tearing at the Seams" zatytułowany jest w ten sposób nie bez przyczyny. Pierwsza recenzja albumu mówi wyraźnie: "Wydawało się niemożliwe, by pokonać debiut, a jednak się udało".