Nie musiał się natomiast martwić o tytuł płyty. Zainspirował go fragment książki D.H. Lawrence, dlatego pierwszy swój debiutancki album postanowił zatytułować "We Fucked a Flame Into Being". W jednym z wywiadów przyznał: "Około 10 lat temu, gdy nie myślałem o nagraniu debiutanckiej płyty, przeczytałem książkę 'Kochanek Lady Chatterley" i pomyślałem, że cytat 'We Fucked a Flame Into Being' idealnie nadawałby się na tytuł płyty. Po kilku latach okazało się, że nikt nie nagrał albumu z takim tytułem, więc ja postanowiłem taką płytę nagrać." Artysta podkreślił także, że ta płyta jest pewnego rodzaju podsumowaniem i zakończeniem ważnego etapu w jego życiu - w momencie nagrywania albumu zbliżał się do trzydziestki.
Krążek ukazał się we wrześniu 2016 roku i zyskał szerokie uznanie, otrzymując porównania do Leonarda Cohena, Toma Waitsa i Serge Gainsbourga. Wielkie słowa? Być może, ale kompozycje zawarte na pierwszej płycie Warhaus naprawdę pod wieloma względami klasyków przypominają. „Uwielbiam sprzeczności. Muzycznie są bardzo pociągające. Brutalność i romantyzm, sztuka i kicz, archaiczność i nowoczesność. Zbliżam się do trzydziestki i tym albumem chcę zamknąć pewien ważny etap mojego życia. Płyta jest odą do miłości, z całym jej okrucieństwem i ulotnością” – mówi Maarten.